Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/bialoleka.forum.imb.waw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra9/ftp/imb.waw.pl/paka.php on line 5
meczem. Ale to sie działo, zanim Pan Bóg postanowił, ¿e jeden

meczem. Ale to sie działo, zanim Pan Bóg postanowił, ¿e jeden

  • Rozalinda

meczem. Ale to sie działo, zanim Pan Bóg postanowił, ¿e jeden

21 May 2022 by Rozalinda

z zawodników przeciwnej dru¿yny zwali sie na niego w trakcie meczu, złamie mu trzy ¿ebra i kostke u nogi w dwóch miejscach, co zakonczyło krótka, choc swietnie sie zapowiadajaca, kariere sportowa Donalda. - Tak wiec tam na górze postanowiono, ¿e powinienem przewodzic kongregacji, a nie dru¿ynie piłki no¿nej - usmiechnał sie Donald, odstawiajac fili¿anke. Wyciagnał reke do ¿ony, która, jak wytresowany pies, natychmiast podała mu swoja dłon. Druga reka pogładził zniszczona skórzana oprawe Biblii. - Cherise martwiła sie, ¿e rodzina sie rozpada, oddala, 301 wymiera. Oboje jej rodzice zmarli. Ty, Nick, wyjechałes stad wiele lat temu, a twój ojciec tak¿e ju¿ nie ¿yje. O co mu chodzi, zastanawiała sie Marla. - Ostatnio borykalismy sie w rodzinie z tyloma problemami, ¿e pojawiły sie wzajemne oskar¿enia, padły wypowiadane w gniewie słowa, których teraz wszyscy pewnie ¿ałujemy. Cherise... a sadze, ¿e dotyczy to równie¿ Montgomery'ego... była wstrzasnieta wiescia o wypadku, w którym jej kuzynka omal nie straciła ¿ycia. Ale kiedy chciała sie skontaktowac z Marla, została potraktowana jak osoba obca. - Donald wzniósł w góre dłonie. - Mamy nadzieje, ¿e uda nam sie zaczac wszystko od nowa, ¿e zdołamy zapomniec o urazach i znowu byc rodzina. Fakt, ¿e Marla prze¿yła ten straszny wypadek, to cud. jestem pewny, ¿e sam Bóg zdecydował, i¿ jej czas jeszcze nie nadszedł. Wezmy przykład z Pana i zjednoczmy sie w jego miłosci. - Donald popatrzył w ponure oczy Nicka. - Mo¿emy znowu byc jedna dru¿yna. Nick odpowiedział mu nieufnym, podejrzliwym spojrzeniem. - Nie pamietam, ¿ebym kiedykolwiek nale¿ał do jakiejs dru¿yny. - Nale¿ałes do Dru¿yny Rodziny Cahill. Marle zaczeło ju¿ od tego mdlic. Czy ten facet mówi to wszystko powa¿nie? - Mówisz serio? - spytał Nick. - Dru¿yna Rodziny Cahill? Cos jak The Kelly Family? - Nie musisz zaraz ironizowac. - Cherise sciagneła czerwone wargi w dzióbek, usiłujac przybrac wyraz osoby głeboko zranionej. - Oczywiscie, ¿e stanowilismy dru¿yne. W dziecinstwie... - To było dawno temu - burkneła Eugenia pod nosem. - Wiem, ale jestem idealistka i wierze, ¿e znowu mo¿e tak byc -powiedziała Cherise i wstała za przykładem me¿a. - 302 Przecie¿, niezale¿nie od tego, co sie wydarzyło, nadal jestesmy rodzina. - Chcielibysmy zaprosic was do koscioła na msze, w niedziele. A pózniej byłoby nam bardzo miło, gdybyscie zjedli z nami obiad u nas w domu. - Przyjdzcie, prosze - dodała Cherise i uscisneła najpierw Nicka, a potem Marle. Potrzasneła reka Eugenii. - Przyprowadzcie Aleksa, Cissy i małego. Predzej zjadłabym szczura do spółki z pytonem, pomyslała

Posted in: Bez kategorii Tagged: szatyn kolor, marcin władyniak, szatyn kolor,

Najczęściej czytane:

Tammy zerwała się na równe nogi, zła jak osa.

- Nie boję się! Potrafię się zachować wśród takich jak ty, nie myśl sobie. - Tak? To czemu nie chcesz do nas zejść? - Bo jestem śpiąca po podróży. ... [Read more...]

teraz odmalować przed wszystkimi kryształowy wizerunek naszego przedsiębiorstwa. Nie możemy im dać do ręki więcej pocisków grubego kalibru, niż już to zrobił wypadek Paulika. Mogą zamknąć fabrykę do czasu przeprowadzenia drobiazgowej inspekcji i nie omieszkają tego zrobić. Chris odetchnął głęboko. - I z tym optymistycznym akcentem, pozwolicie, że pójdę się upić. - Chris... - Żartuję - powiedział. - Chryste, ucieszę się, jeśli jeszcze ktoś poza mną zacznie się wreszcie uśmiechać. Nie możemy chociaż raz spojrzeć na jaśniejszą stronę życia? Żona Paulika wycofuje się z pierwotnych postanowień. Pikiety? Jutro po wschodzie słońca, kiedy zrobi się tu goręcej niż w piekle, złamią szranki i uciekną, gdzie pieprz rośnie. OSHA? Padniemy na kolana, prosząc o wybaczenie, obiecamy poprawę, zapłacimy wszystkie ich cholerne grzywny i wrócimy do normalnego trybu pracy. Co do Mary Beth, przy odrobinie szczęścia, wkrótce wkurzy swojego kochanka, który utopi ją po płytkiej stronie basenu. Znalezienie żony numer dwa nie powinno przysporzyć mi kłopotu. Wyprodukuję wystarczająco dużo nasienia, żeby zasiedlić potomkami Chiny, a uwierz mi, mam się czym pochwalić. W niedługim czasie dziadek Huff doczeka się upragnionego wnuka. I wreszcie ostatnia, choć równie istotna rzecz. Nie zabiłem swojego brata. Widzicie? Czym tu się martwić? - W porządku - zaśmiał się Huff. - Powiedziałeś swoje. Dalej, jazda stąd. Ja idę za tobą - uśmiechając się, obserwował wyjście Chrisa. Kiedy jednak spojrzał na Becka, jego dobre samopoczucie nagle się ulotniło. Beck wpatrywał się w otwarte drzwi, przez które przed chwilą wyszedł Chris. Wyglądał na zaniepokojonego, co bardzo, ale to bardzo zmartwiło Huffa. Sayre nie mogła zasnąć. Po pełnej przygód wycieczce do Nowego Orleanu i długim powrocie do domu myślała, że zapadnie w sen zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki. Tymczasem, ku swemu zdenerwowaniu, kręciła się w łóżku już od kilku godzin. Klimatyzacja pracowała zbyt głośno i zmieniała pokój w istną lodówkę. Po jej wyłączeniu w pokoju robiło się duszno i zapachy poprzednich mieszkańców pokoju, którymi przesiąknięte były dywany, zasłony i narzuty na łóżko stawały się wszechobecne. Dyskomfort był jednak tylko częściowo odpowiedzialny za jej bezsenność. Nieustannie odgrywała w głowie rozmowę z Beckiem. Czy popełniła błąd, powierzając mu tajemnicę zaręczyn Danny'ego? Dlaczego pozwoliła mu zbliżyć się do siebie tak bardzo, wiedząc o egoistycznych planach matrymonialnych ojca wobec niej i Becka? Dlaczego pragnęła jego bliskości? Zapadła w drzemkę dobrze po północy. Dlatego właśnie jęknęła z niechęcią, gdy obudziła się tuż przed świtaniem. Leżała na brzuchu, z twarzą na wpół zanurzoną w nierównej poduszce. Otworzyła jedno oko, leżąc nieruchomo i modląc się o powtórne nadejście snu, zanim zupełnie się obudzi. Klimatyzacja była wyłączona i w pokoju zrobiło się gorąco. Zrzuciła więc prześcieradła z nóg, myśląc, że obudziła ją duchota i jeśli ochłodzi się nieco, znów zapadnie w sen. Ściągnięcie przykrycia nie pomogło. Może to początek migreny po szampanie? Była odwodniona po alkoholu, który wypiła do obiadu. Potrzeba jej dużej szklanki wody. A skoro już o wodzie mowa, poczuła, że ciśnie jej nieco na pęcherz. Przeklinając pod nosem, przekręciła się na wznak i usiadła na brzegu łóżka. Automatycznie ...

sięgnęła w kierunku lampki nocnej stojącej przy łóżku, potem jednak zdecydowała się nie zapalać światła. Jeśli załatwi swoje potrzeby w ciemności, szybciej będzie mogła zapaść ponownie w sen. Skulona, zsunęła się z łóżka i po omacku obeszła je, kierując się w stronę łazienki. Znała już na pamięć rozkład mebli w pokoju, mogła więc bez problemu dotrzeć do toalety... a raczej mogłaby, gdyby nie potknęła się o parę ciężkich buciorów zagradzających jej drogę. Oprzytomniała natychmiast. Buty znajdowały się na czyichś nogach. 28 Jej okrzyk stłumiła brudna dłoń przytknięta do twarzy. Druga ręka chwyciła ją za włosy i pchnęła twarzą w dół na łóżko. Intruz rzucił się na nią, przyduszając do pościeli, ale Sayre nie przestała walczyć. - Jeśli będziesz dalej się tak szamotać, wyrwę ci włosy, przysięgam na Boga! Może i są śliczniutkie, ale oskalpuję cię i zachowam je sobie na pamiątkę. - Napastnik szarpnął ją za włosy tak mocno, że poczuła, jak do oczu napływają jej łzy. Przestała się wyrywać i zastygła nieruchomo. - Tak lepiej. - Intruz otarł się o jej pośladki. - No i proszę. Czy nie jest wygodniej? Może chciałabyś wypróbować ze mną kilku sztuczek, których nauczyłem się w więzieniu? Wydała z siebie okrzyk strachu i wściekłości, zduszony jego dłonią. Roześmiał się, słysząc te stłumione dźwięki. - Wyluzuj się, Ruda. Twój tyłeczek jest niesłychanie kuszący, ale nie mam czasu na miłosne igraszki. Przyszedłem porozmawiać, ale przysięgam, że jeśli będę musiał, zrobię ci krzywdę. Rozumiemy się? Wduszona w pościel, z dłonią na twarzy, Sayre nie mogła oddychać. Nie wierzyła, że wkradł się do jej pokoju wyłącznie w celach konwersacji, lecz mimo to kiwnęła głową na zgodę, aby uniknąć uduszenia. - W porządku. Zabiorę rękę z twoich ust. Jeśli krzykniesz, będzie to ostatni dźwięk, jaki z siebie wydasz. Powoli cofnął dłoń. Sayre powstrzymała odruch oblizania warg, bo już sama myśl o brudnym łapsku na swoich ustach napełniała ją odrazą. Napastnik zsunął się z niej, ściskając przy tym mocno jej pośladki. Uwolniona, odwróciła się na plecy i usiadła, ocierając usta wierzchem dłoni. Nagle w pokoju zapłonęło światło. Sayre zamrugała od nagłej jasności. Chwilę potem zobaczyła Klapsa Watkinsa, z ręką wciąż na wyłączniku lampy nocnej, która świeciła jasno przez otwór na szczycie klosza prosto na jego twarz, nadając jej upiorny wygląd. Cień jego głowy na ścianie wyglądał jak potwór z dziecięcych koszmarów. Prezencja Watkinsa nie poprawiła się od czasu, gdy zaczął ukrywać się przed policją. Jeśli już, to wyglądał jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Zęby wydawały się dłuższe i bardziej pożółkłe, a kozia bródka bardziej wyleniała. Twarz wychudła do tego stopnia, że widać było na niej wszystkie kości, groteskowo wyraźnie. Cienka szyja wyglądała jak u sępa, a ogromne uszy jak dwa przydatki doczepione do jego głowy dla uzyskania komicznego efektu. - Cześć, Ruda. Sayre czuła, jak serce łomocze jej w piersi, w ustach miała ogromną suchość, starała się jednak nie okazywać strachu. Spojrzała na drzwi. - Nawet o tym nie myśl - rzucił, roześmiawszy się paskudnie. - Na pewno bym cię dorwał, zanim dobiegłabyś do drzwi, a wtedy musiałbym złamać moją obietnicę, że nic ci nie zrobię. - Szczerząc zęby w uśmiechu, wyciągnął nóż z cholewy buta i postukal tępą stroną ostrza o wnętrze swojej dłoni. - Jak się tutaj dostałeś? - Jestem przestępcą, pamiętasz? Włamałem się w ciągu sekundy, bezszelestnie. Głupio z twojej strony, że nie używasz łańcucha na drzwiach. Samotna kobieta... powinnaś wiedzieć najlepiej. Sayre nie chciała myśleć o tym, jak długo Watkins był w pokoju, zanim się obudziła. Poczuła dreszcz obrzydzenia na myśl, że siedział w fotelu przy jej łóżku, obserwując, jak śpi, wsłuchując się w jej oddech. Może to jego zapach ją obudził? Nie mył się przynajmniej od kilku dni i jego smród przyprawiał Sayre o mdłości. - Prawdziwe? - Podniósł do światła diamentowe kolczyki, które odłożyła przed snem na szafkę nocną. Zaczął się przyglądać, obracając je, oceniając ich wartość. - Tak. Weź sobie, jeśli chcesz, - Dzięki. Chyba tak zrobię. - Włożył biżuterię do kieszeni w brudnych dżinsach. - Nie mogę jednak wyjść, dopóki sobie trochę nie pogawędzimy. - O czym chcesz ze mną rozmawiać? - Wiesz, że jestem poszukiwany przez policję? - Zaatakowałeś mojego brata nożem. - Gówno prawda. Chciałem go tylko nastraszyć. To on sprawił, że go zraniłem. Zrobił to naumyślnie. Chociaż sama przedstawiła podobną teorię Beckowi, spytała teraz: - Po co Chris miałby to robić? - Ponieważ chciał, żebym wyszedł na zabójcę. - Chris uważa, że zamordowałeś naszego brata. Czy to prawda? Zamiast odpowiedzieć, Watkins otworzył szufladę w szafce nocnej, wyciągnął stamtąd Biblię i rzucił na łóżko, tuż obok Sayre. - Księga Rodzaju, rozdział czwarty - powiedział. - A więc znasz Biblię? - odparła chłodno, nie wykonując najmniejszego ruchu. - W Angoli co tydzień brałem udział w nabożeństwach. Pomagałem rozdawać śpiewniki i w ogóle. Dobrze to wyglądało w moich papierach. - Zapewne doskonale równoważyło sodomię. - Nazywasz mnie pedałem? - Jego oczy zalśniły złowrogo. - Już ja cię nauczę, że się mylisz. Sarkazm Sayre okazał się fatalną pomyłką. Dała mu powód do udowodnienia jej czegoś. Kiedy rzucił się na nią, próbowała się skulić w najdalszym kącie łóżka, ale znów chwycił ją za włosy i przyciągnął do siebie. Przyłożył czubek noża do jej policzka i zaśmiał się, gdy znieruchomiała. - Tak myślałem, że to przyciągnie twoją uwagę. Nie chcesz, żebym pokancerował tę śliczną buźkę, prawda? - Brutalnie rozłożył jej nogi i stanął między udami, wypychając biodra w kierunku jej twarzy. - Wyszczekana jesteś, nie powiem, ale znam doskonały sposób, żeby zamknąć ci usta. - Musiałbyś mnie zabić - To też może być zabawne. W tym momencie szczęknęła włączająca się klimatyzacja. Klaps zareagował na hałas, gwałtownie odwracając głowę w kierunku, skąd dochodził. Poczuł wyraźną ulgę, gdy zrozumiał, co to było, niemniej stracił czupurność. Puścił włosy Sayre i nerwowo odsunął się od niej. - Bardzo bym chciał w pełni wykorzystać sytuację, ale i tak już spędziłem tu za dużo czasu - powiedział. Podniósł Biblię i potrząsnął nią w kierunku Sayre. - Powiedz szeryfowi Harperowi, żeby przeczytał opowieść o Kainie i Ablu. I radzę ci dobrze, żebyś była bardzo przekonywająca, bo jeśli szukają mnie za zabójstwo Hoyle'a, to wkrótce dostarczę im rzeczywistego powodu - przeciągnął ostrze po jej sutku. - A zawsze miałem pociąg do rudzielców. Sayre siedziała w biurze szeryfa, razem z Rudym i detektywem Scottem, gdy do środka wszedł Beck. Wyglądał fatalnie, podobnie jak ona. Przejeżdżając obok fabryki, Sayre zauważyła demonstrację. Nie było to dla niej zaskoczeniem, ponieważ dzień wcześniej rozmawiała z Clarkiem Dalym. Zadzwonił do niej wkrótce po jej powrocie z Nowego Orleanu. Powiedział, że jest w Centrali, ma przerwę na kawę. Korzystał z komórki kolegi. W jego głosie dało się słyszeć podekscytowanie postępami, jakie zdołał poczynić. - Zidentyfikowałem kilku kapusiów Huffa i ostrzegłem ludzi, żeby uważali, co przy nich mówią, ponieważ o wszystkim usłyszy Huff. - Clark i kilku zaufanych kolegów robili również wszystko, co w ich mocy, aby reszta załogi nie zapomniała o Billym Pauliku. - Nielson uruchomił sprawę z demonstracją. Huff wygłosił wielką przemowę, ale nie udało mu się nas zastraszyć. Wszystko wygląda coraz lepiej, Sayre. Poinformuję cię o postępach, jak tylko będę mógł. Glos Clarka był przesycony optymizmem i pewnością siebie. Sayre pomyślała, że dokonała dobrego wyboru, prosząc go o zaangażowanie się w coś ważnego. Nie odezwał się do niej od tamtej chwili, ale najwyraźniej niezadowolenie wśród załogi wzrosło w ciągu tej nocy, pomimo wysiłków Huffa. Dziś rano do pikiety dołączyli niektórzy z robotników. Wyjaśniało to mizerny wygląd Becka. Wszedł do biura szeryfa Harpera i rzucił ponuro: - Dzień dobry. Odpowiedzieli mu chórem, chociaż bez specjalnego przekonania. Beck zajął wolne miejsce obok Sayre, naprzeciwko biurka Rudego. Wayne Scott pozostał nadal stał. - Jak się mają sprawy w fabryce? - spytał szeryf. - Jest gorąco. - Dzisiaj podobno ma dojść do trzydziestu ośmiu stopni Celsjusza - zauważył Scott. Sayre pomyślała, że Beck miał na myśli raczej coś innego niż temperatura powietrza. - Dziś rano pojawili się kolejni demonstranci. - Beck zignorował Scotta i zwrócił się do Rudego. - W sam czas, żeby przywitać poranną zmianę, która pojawiła się w pracy o siódmej. Niektórzy robotnicy wzięli ulotki, inni nawet dołączyli do pikiety, co naprawdę rozgniewało ludzi lojalnych wobec Hoyle'ów. Atmosfera jest gorąca i nie wiem, jak długo uda się nam utrzymać ich w ryzach. Cały czas próbuję skontaktować się z Nielsonem, porozmawiać, rozwiązać tę rzecz pokojowo, ale nie odpowiada na moje telefony. Odzywał się do ciebie? - zwrócił się nagle do Sayre. Pierwszy raz od powrotu z Nowego Orleanu spojrzeli sobie w oczy. Sayre odczuła to niemal jak fizyczny wstrząs. - Nie - odparła. Spoglądał jej w oczy, jakby szukając potwierdzenia, że kłamie, potem zwrócił się do Rudego: - Nie mogę tu długo siedzieć. Dlaczego chciałeś mnie widzieć? Rudy wskazał na Sayre. - Sayre miała dziś w nocy gościa i pomyślała, że powinieneś usłyszeć, co miał jej do powiedzenia. - Gościa? - Dziś rano do mojego pokoju hotelowego włamał się Klaps Watkins. Beck wpatrywał się w Sayre z zaskoczeniem, a potem spojrzał na Rudego, jak gdyby szukając potwierdzenia jej słów. ... [Read more...]

acją podała siostrzeńca Markowi. ...

Książę odruchowo wziął dziecko. Chłopczyk ucieszył się na jego widok. Próbował powtó¬rzyć ulubioną zabawę i złapać go za włosy. Tymczasem Tammy postawiła na podłodze torbę z rzeczami małego. - Co to ma znaczyć? - spytał Mark, przyglądając się jej ze zdziwieniem. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 bialoleka.forum.imb.waw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste