- Nigdzie nie idę - zaprotestował Novak.
- Musisz pójść ze mną. W tej chwili! - Nie płacisz mi teraz za usługi, Robin. Allbeury wziął kluczyki. - Mike, kochasz Clare? - Nie zadawaj mi takich głupich pytań, popaprańcu! Prawnik już był przy drzwiach. - Jeśli naprawdę ją kochasz, to lepiej chodź! 100 Lizzie ocknęła się oszołomiona, półprzytomna z bólu. W ciemności. Niezupełnej jednak; z góry dochodziło słabe światło. I jakiś dziwny dźwięk. W ułamku sekundy wszystko wróciło znowu, napełniając ją przerażeniem. Tamta kobieta... wariatka... zepchnęła ją do szybu windy. To nie był wypadek, o nie! Zrobiła to z pełną premedytacją, z zimną krwią. Znowu ten dźwięk. Lizzie zaczęła podnosić głowę ku światłu, ale nagle przestraszyła się, że może sobie uszkodzić kręgosłup. Uważaj, co robisz, Lizzie. Leżała na boku na twardej, zimnej podłodze z grubym czarnym kablem przy twarzy. Ostrożnie poruszyła dłońmi - bardzo ją piekły, były spuchnięte i wiedziała dlaczego: ta szalona kobieta przy-trzasnęła je bramką. Lewa ręka, skręcona, wepchnięta pod żebra też bolała - pewnie ją złamała. Ból w dole brzucha minął... złamane kości będą boleć przy każdym ruchu, przynajnimej miała czucie w ramie-niu i dłoniach. W nogach i stopach także - były pewnie po-siniaczone, poranione, ale nie złamane. I co najważniejsze, kręgosłup chyba jest cały. Dzięki Ci, Boże. Dźwięk się znowu odezwał: jakby słaby jęk. Clare, Lizzie przesunęła się nieco, starając się nie krzyknąć z bólu. Stalowa podłoga skrzypnęła pod jej ciężarem i za-kołysała się lekko... Nie, to nie podłoga, tylko wierzch windy... Mimo woli wyrwał się jej cichy okrzyk. - Oooch... To nie jej głos. To Clare, tam na górze. Lizzie ostrożnie uniosła twarz. W smudze światła z półotwartej bramki dwa piętra wyżej zobaczyła wlepione w siebie oczy prześladowczym, która klęczała, trzymając się za brzuch. - Jeszcze żyjesz? - spytała dziwnym głosem Clare. Lizzie oblizała suche wargi. - Pómóź mi.. - Po co miałabym ci pomagać? - spytała Clare i nagle wciągnęła gwałtownie powietrze, krzywiąc się z bólu. -Ojej... - jęknęła zduszonym głosem. - To dziecko...