radością.
Macierzyństwo. Teraz widziała to w zupełnie innych barwach. Dziecko może dać tak wiele, zmienić spojrzenie na świat. Patrząc oczami dziecka, odkrywa się wszystko na nowo. Już te kilka tygodni z bliźniakami ją zmieniło. Wspólne zabawy, czytanie książek, malowanie rysunków, pieczenie ciasteczek - to wszystko odbierała inaczej. Dzięki chłopcom. Ale dzieci to nie tylko zabawa. To również wyczerpująca praca. Doskonale o tym wiedziała. A przecież dawały tak wiele, że każdy trud był tego wart. Choćby nocna rozmowa z Benjaminem. Pocieszanie go, usypianie... przecież to jedna z najszczęśliwszych chwil w jej życiu. Myliła się w swoich ocenach, niepotrzebnie z góry źle się nastawiała. Macierzyństwo, rodzina... Rodzina. Mężczyzna i kobieta. Mąż i żona połączeni gorącym uczuciem, którego owocem są dzieci. Mimowolnie przyszedł jej na myśl Pierce. I nie mogła odepchnąć od siebie tych myśli. Jeśli kiedykolwiek miałby pojawić się ktoś, kto sprawi, że na nowo przemyśli swoje poglądy... Nie dokończyła, bo na progu kuchni nieoczekiwanie stanął właśnie Pierce. Zatrzymał się w progu jak wryty, zaskoczony jej widokiem. - Czy coś się stało? Serce zabiło jej mocniej. Pierce był boso, miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Przesunęła wzrokiem po jego szerokiej piersi ocienionej ciemnymi włoskami, po nagich ramionach i mięśniach brzucha doskonale widocznych pod smagłą, napiętą skórą. Wyglądał jak ze zdjęcia z kolorowego magazynu. Zabrakło jej tchu. Pośpiesznie przeniosła wzrok na jego twarz i zmusiła się do uśmiechu. Pierce zauważył jej taksujące spojrzenie i chyba mu się spodobało, choć starał się tego nie okazać. - Benjaminowi przyśniło się coś niedobrego - wyjaśniła zmieszana. - Był trochę markotny, więc zeszliśmy napić się mleka i posiedzieć w kuchni, aż się uspokoi. Pierce podszedł bliżej, położył dłoń na jej barku, a drugą delikatnie przesunął po czole siostrzeńca. - Biedactwo. Ciepło jego dłoni przenikało przez cienką tkaninę szlafroka. Krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach. Amy odwróciła głowę. Pierce nie cofał dłoni. Przez chwilę sądziła,