Tatuś też powinien kogoś mieć. Bo on miał
wyjechać na bardzo długo. Amy nie mogła wydobyć głosu. - Jesteś bardzo dobrym bratem, Jeremiah. I bardzo dobrym synkiem. - Jak ja się zmęczę, to będę mógł oprzeć się o Benjamina. Wiesz, to dlatego tak dobrze kogoś mieć. Gorąca łza spłynęła po policzku Amy. Otarła ją pospiesznie i pociągnęła nosem. Nie odezwała się. Nie mogła mu odpowiedzieć. Naraz jakiś ruch w przedpokoju zwrócił jej uwagę. Odwróciła się i zobaczyła Pierce'a. Stał na progu i nie spuszczał z niej zielonych oczu. Domyśliła się, że słyszał całą rozmowę. I widział jej reakcję. Co teraz czuł? Na pewno jest dotknięty. Ma takie mroczne spojrzenie. Przeżywa jej odmowę. Ale jest też zdziwiony i zaskoczony. Przed chwilą odgrywała twardą i nieugiętą, a kilka słów malca wystarczyło, by nie mogła zapanować nad wzruszeniem. Chciała, by uwierzył, że najważniejsza jest dla niej przygoda, poznanie świata. Że dlatego nie chce angażować się w związek. Ale to było kłamstwo, od początku do końca. Chciała, by widział w niej kogoś, kim nigdy nie była i nie będzie. I nie chce być. Pograła bez sensu. Powinna powiedzieć prawdę. To mu się należy, po prostu. Nawet jeśli zmieni o niej zdanie. Wyprostowała się. - Moglibyśmy spotkać się w twoim gabinecie? Na kilka słów. Chcę ci coś powiedzieć. Jego usta, takie uwodzicielskie i kuszące, gdy ją całował, teraz były zaciśnięte w wąską linię. Amy obawiała się odmowy. Pierce, nie odzywając się, skinął głową i wyszedł z pokoju. Jeszcze nigdy dotąd nie zależało jej tak bardzo na tym, co ktoś o niej pomyśli. Dziś uświadomiła sobie, że kocha Piercea. Kocha go ze wszystkich sił. Czyż to nie pech? Znalazła miłość, zrozumiała, że spotkała tego jednego jedynego i teraz ma wyznać mu prawdę o sobie. A to oznacza, że bezpowrotnie i na zawsze go straci. Noga za nogą powlokła się za nim do gabinetu. Gdy weszła do środka, Pierce stał przy barku. Tym razem nie wyjął wina, ale sięgnął po butelkę whisky. Nalał do kryształowej szklaneczki złocistego płynu. Odwrócił się i