pierwsze ruchy dziecka w ciazy
– Lucy – wyszlochał. – Boże drogi, Lucy. Poczuła spływające po twarzy łzy. – Dzieciom nic się nie stało – zapewniła go. – Idźcie stąd – powiedział Sebastian, celując w Darrena z jego własnej broni. – Idźcie do dzieci. Przekażę pana Mowery’ego policji. Tym razem niczego nie zaniedbam. Jack wziął Lucy za rękę i ruszyli w stronę wodospadu. Po drodze opowiedziała teściowi, co zrobiła Barbara. – Boże drogi, Lucy – wychrypiał Jack i po jego twarzy potoczyły się łzy. – Nie miałem pojęcia. Nie umiałem dodać dwóch do dwóch. Powinienem był opowiedzieć ci wszystko wcześniej. – Nie czas żałować tego, co się stało, Jack. Oboje popełniliśmy błędy. – Jestem zdruzgotany i oszołomiony. Nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewał. Zrobiłbym wszystko, absolutnie wszystko, żeby wam oszczędzić tych przejść. – Wiem – westchnęła, myśląc o rannej córce i przerażonym synu. – Ale nie można nikogo ochronić przed życiem. – Boże, Lucy, gdy zobaczyłem J.T. wybiegającego z lasu prosto na Mowery’ego... Lucy wzdrygnęła się. – Jack, już po wszystkim. Wszystko dobrze się skończyło. Na zakręcie ścieżki Lucy obejrzała się i zobaczyła Sebastiana wciąż w tej samej pozycji, z lufą przyłożoną do głowy wroga, który kiedyś był jego przyjacielem. – Nie zastrzeli go – zapewnił ją Jack. – Wiem. Ale to jest życie, jakie lubi najbardziej. Sam na sam z pistoletem i bandytą. – Chyba nie – odrzekł jej teść. – Myślę, że Sebastian najbardziej lubi życie z tobą. Tylko że dopiero teraz stało się to możliwe. ROZDZIAŁ SZESNASTY Policjanci, zarówno miejscowi, jak i waszyngtońscy, nie oszczędzali Swiftów. Najpierw zarządzili dokładną inwentaryzację wszystkiego, co znajdowało się w domu i stodole, twierdząc, że zwykła chciwość znacznie częściej bywa motywem przestępstw niż dziwaczne obsesje i pragnienie zemsty. Dochodzenie wykazało, że Darren Mowery i Barbara Allen nie mieli innych wspólników. Sebastian znalazł jeszcze jeden samochód, który Mowery na wszelki wypadek zostawił na polance, na zachód od domu Lucy. Darren zamierzał wykorzystać Jacka jako tarczę ochronną, dopóki było mu to potrzebne, a potem zastrzelić senatora oraz Sebastiana i zniknąć. – Mnie też dali popalić – westchnął Rob, pomagając Lucy pakować zapasy prowiantu na wyprawę ojców i synów. Od dramatycznych wydarzeń minęły cztery dni. Rob spojrzał na rząd butelek z wodą i dodał: – Szkoda, że J.T. nie może z nami pojechać. – Może w przyszłym roku – powiedziała Lucy, chociaż nie wybiegała myślami tak daleko w przyszłość. W tej chwili Madison i J.T. zbierali jagody razem z dziadkiem i Sidney Greenburg, która przyleciała z Waszyngtonu. Madison miała rękę w gipsie, ale z wielkim entuzjazmem dołączyła do wyprawy, bo znudziła jej się rola inwalidki.